Kommander's Car

Opowieść Kazimierza Piechowskiego o jego fenomenalnej ucieczce z Auschwitz przewartościowała moje spojrzenie i w pewien sposób uratowała mnie. Dlaczego?
Boli mnie ogólnoświatowe szoah, zagłada słabszych. Nie mogę sobie poradzić ze skalą krzywdy i cierpienia. Myślę o setkach, tysiącach, milionach skrzywdzonych. Umysł łamie się pod takim naporem. Nie można być szczęśliwym, nie można czuć chociażby komfortu, gdy taką nadwrażliwością prześladuje się samego siebie. 
Siedziałam w samochodzie jako pasażer, jechaliśmy autostradą, okrutnie lało i wiało, fatalne warunki. W Radiu Trójka gościł Pan Kazimierz i opowiadał swoją historię. Zrobiła na mnie takie wrażenie, że na końcu uderzyła mnie bardzo ważna myśl, nad którą wciąż się zastanawiam.
Nie chodzi o tych wszystkich, których nie dało się uratować. Nie chodzi o żydowskie szoah. Chodzi o tych czterech Polaków, którzy wyjechali główną bramą z Auschwitz, oficerskim wozem. 
Nie chodzi o to, żeby zwijać się z męki nad wielką krzywdą, jaka dzieje się w każdej sekundzie na całym globie. Zwierzętom, dzieciom, kobietom, wyznawcom, istotom rujnowanym przez chore ideologie. Nie można liczyć, że da się uratować wszystkich, bo własny rozsądek sam morduje te pragnienia. Trzeba myśleć o czterech Polakach w oficerskim wozie. O kilku dziewczynkach, które uniknęły obrzezania. O kilku zwierzętach uratowanych z rzezi. O jednostkach wyrwanych z obłędu. To jest osiągalne. To się liczy. 
Ta myśl rozjaśniła mojego ducha. Przestało boleć. Znalazłam drogę dla nadziei do mojego serca.

Dziękuję Kazimierzowi Piechowskiemu, że opowiada tę historię. Że chcąc ratować przyjaciela zorganizował sprytną ucieczkę, w której wykorzystał słabości agresora. Dziękuję za to, że przeżył i mógł o tym opowiedzieć, ponieważ mnie także w pewien sposób uratował. Uratował myślą, że choć systemu nie da się od razu złamać, można go oszukać.

Ta Świetlista Myśl, nazywając ją górnolotnie, pomogła mi też zrozumieć coś innego. Moja wataha została zmiażdżona i zniszczona przez brudną, szpetną stronę świata. Praktycznie nikt nie ocalał. Jestem jedyną ocalałą. Spisuję naszą historię. Myślałam, że muszę ją opowiedzieć, ponieważ nikt z nich już tego nie zrobi. Jestem tylko ja. Patrzyłam na to od ciemnej strony, jako obowiązek wobec martwych i złączone z tym zobowiązanie wobec takich, którzy mogliby pójść w tę stronę. W bagno. Ale nie o to chodzi. Nie chodzi o tych, których stłamsił system. Chodzi o mnie. Mnie się udało. Jestem Polakiem w oficerskim wozie. Wyjechałam główną bramą. Złamałam system. I tak powinnam to opowiadać. Jako zwycięzca. Nie osamotniony, smutny wilczek, a najsilniejszy z wilków.


*Katy Carr - Kommander's Car



PS. Nie wspominałam jeszcze, że zajęłam drugie miejsce w Świetlnym Piórze 2014 (można przeczytać na stronie konkursu, wystarczy kliknąć w tytuł). Opowiadanie także jest o tym, jak oszukać system. Puenta jednak sugeruje, że czasem nie należy tego robić.

Komentarze

Popularne posty