Niedopasowanie

Czy jest inna podobna chwila do takiej, gdy spotykasz swoje przeznaczenie? Gdy, kiedy już się nauczysz, po prostu je dostrzegasz. W wielu sytuacjach. Widzisz je w snach i wspomnieniach. Widzisz je, gdy piszesz, gdy oglądasz filmy o dawnych pisarkach, których historie i książki znasz aż nadto. Mary Shelley. Virginia Wolf. Mary Shelley miała sen. Ty też.
Czy naprawdę można wiedzieć, co się wydarzy? Czy czas, tak jak marzą naukowcy, jest na twe usługi? Wiesz, co się stanie, ponieważ to już się działo. Wydarzało się raz po raz. A gdyby ci na tym zależało... wiedziałabyś, ile razy jeszcze się wydarzy.
Właściwie to wiesz. Być może nie starczy już świata na więcej. Świadomość zbiorowa? Pamięć pokoleń? Tego nie wiem.

Czy jest tak, że odmieniają świat osoby, które nie czują się kimś z tego świata? Pokazują mu nowy język. Nowy-stary język. Opowiadany przez osoby w każdym pokoleniu. Wciąż inaczej. Wciąż śmielej. Aż w końcu...
Nie przyglądam się, do czego to zmierza, choć mogę. Właśnie dlatego mogę.
Nigdy nie chciałam być niczym więcej jak opowieścią.


*


Psychika jest potwornie problematyczna. Można to zobaczyć wtedy, gdy pozornie bezpieczna, w szklanej gablotce zamkniętej na kluczyk, w doskonale urządzonym salonie domu z alarmem i ochroną, zostanie rzucona na pastwę choćby kilku wstrząsów ziemi. Dom się przechyla, gablota upada, szkło się tłucze, a psychika toczy, obijając o wszystko po drodze. Jeśli jest krucha, to po tobie, koniec, kaplica. W piwnicy mi kopcie grób.
Moja psychika to ćpunka. Robi sobie złote strzały z pisania. To nie jest bezpieczne. Jeśli czas jej sprzyja, dostaje wielkie dawki zapotrzebowania na to pisanie i jest dramatycznie wydajna. Leci bardzo wysoko, bo dopełnia los. Stąd niewiele tu notek, wszystko pompuję w książki, opowiadania, w pomoc innym podczas redakcji. Mam bez przerwy stos redakcji i obok stosu własnej pisaniny wychodzi na to, że jestem niekończącym się aktem pracy z tekstem. Trudno mi już nawet czytać dla przyjemności, dla przyjemności czasem gram. Raz na tydzień, cały dzień, żeby zresetować mózg.
Ale kiedy moja twórczość jest blokowana, kiedy czas wali ją, jak teraz, w pysk, bo mamy kryzys dokładnie wszystkiego, z rynkiem wydawniczym włącznie, psychika dusi się, próbuje wziąć haust powietrza, nie udaje się, strzykawka jest pusta... i wewnętrzny głos wariuje.
To są te śmieszne sytuacje, gdy ktoś daje ci do zrozumienia, że to, co robisz, ma szczególny sens, że masz iść w to dalej, ale potem inni dają ci do zrozumienia (PONOWNIE), że jesteś z tych gorszych, mniej ważnych, że to, co robisz, sensu nie ma. Dają ci i odbierają strzykawki pełne towaru. Jacyś redaktorzy, jacyś wydawcy, jacyś ludzie z przeszłości. Aż w końcu chowasz ręce do kieszeni. Stanie z drżącą wyciągniętą dłonią na głodzie to nie twoja bajka. Więc gdzieś tam w twojej głowie rodzi się myśl, by przestać być głodnym.

I oglądając przygnębienie związane z taką myślą, zdajesz sobie sprawę, że strasznie pie*dolisz. Nie ma znaczenia, co ktoś mówi i uważa. Chodzi o to, co uważasz ty. Nigdy nie chodziło o nic więcej.
Ludzie mówią, że trzeba się nie przejmować tym, co myślą inni. Ale tak sobie myślę, że gdyby byli mną, woleliby nie przejmować się tym, co sami uważają. Bo to się wiąże z wypruciem sobie żył. A ja zawsze musiałam pragnąć pewnych rzeczy tak bardzo, żeby się aż z tego powodu wykrwawiać. Po co więcej miałoby być mi życie, nie wiem, zawsze tak żyłam. Zabawne, że w teorii się buntując, przeciwko niemal wszystkiemu, czego pragną inni, nie czuję się buntownikiem. Nie jest moją ambicją wciąż robić na przekór. Świat jest po prostu kompletnie innym miejscem niż miejsca we mnie. I ludziom wydaje się, że robię światu na złość. Świat mógłby się po prostu odpie*rzyć i pozwolić mi robić swoje, to wszystko byłoby w porządku. Zaufać mi, że ja nie błądzę, że doskonale widzę drogę. Tyle że to z kolei nie leży w jego naturze.
Ale może on wie, co robi. Może on wie, jak należy działać, żebym krwawiła mocniej.
Lata całe temu przestałam uznawać wymyślone przez ludzi pojęcia za realne byty. Przestałam oczekiwać spełnienia wydumanych idei od świata. Dlatego ani nie jestem ćpunem z wyciągniętą ręką, ani wewnętrznie rozdygotanym buntownikiem, choć świat bardzo by tego pragnął. Pragnąłby, by moja psychika rozprysła się widowiskowo, bo była ze szkła, albo odbijała się od wszystkiego jak kauczuk i ukazała moją pospolitość, bo bunt jest przecież tak pospolity jako idea i tak przeklinany jako praktyka.
To wręcz komiczne, jak świat irytuje inność. Ale ja się nie śmieję. Ja tylko pilnuję, by podążać moją drogą. Nie mam w zamiarze irytowania świata. Prędzej przekonanie go, że ścieżka, którą tylko ja mogę kroczyć, mimo nawet mojej własnej niechęci, powinna biec dalej. Jeszcze troszkę. I chcę to światu opisać. Nic nie musi robić.
Ale on tak nie umie. Ciągle musi się zwalczać, zaczynać i kończyć. Musi pożerać swoje dzieci, bo ma ich za dużo, wciąż zastępuje jedne drugimi. Nie bierz w tym udziału, na tyle, na ile to możliwe, a świat zechce wypruć ci flaki. Pokaż mu swoje na stałe otwarte żyły, a dopiero wtedy zacznie być twórczy. Wymyśli na ciebie wiele sposobów i trzeba się pogodzić z tym, że już jest zwycięzcą. Wtedy to wszystko jest znacznie znośniejsze. Wtedy jest się w stanie długo toczyć tę bitwę, bo nie chodzi o zwycięstwo. Ale wciąż, na każdym kroku trzeba sobie przypominać, że nie chodzi też o tę bitwę. To byłby pospolity bunt. Chodzi o ścieżkę, jedyną w swoim rodzaju, nawet gdy to ścieżka maleńkiej mrówki na kawałeczku skały w wielkim i ciemnym wszechświecie.

Wiem, że mnie nominowali do nagrody i że mam hasło w wiki, ale to są ledwie moje pierwsze próby: ja dopiero zaczynam. Czekam na Trupokupców, książkę, która powinna wyjść 1 lipca. Mam nadzieję, że ta niewielka powieść przemówi do waszej wyobraźni. I na obyczaj posłany wydawcy, który czekał w mojej głowie długie lata, nim do niego dojrzałam, niezwykły, inny, podobno czyta się go błyskawicznie. I na opowiadania. I wszystko, co się zechce ze mnie, poprzez mnie opowiedzieć. Czekam czynnie, nawet gdy otacza mnie niewiara. Wiem, do czego to wszystko zmierza. Wiem, dla czego się poświęcić. Dla ukazywania świata przepuszczonego przez ludzki potencjał. Jako redaktorka, pisarka, poetka. To jest to, co rzucam przeciwko tej wszechobecnej, triumfującej jak dotąd nędzy człowieczeństwa.
W końcu nikt nie zabroni podróży, gdy jest nią książka. Jeśli i tego zabroni, biada nam ostatecznie.


Komentarze

Popularne posty