dziewięć kocich żyć, uczta płomieni i owocujące królestwo

Październik


Dziwne, jak działa pamięć.

Meredith Grey z Chirurgów wciąż powtarza: kiedy miałam pięć lat, zgubiłam się mamie w parku. Próbuje pokazać, jak wszystko jest ze sobą połączone. Karuzela wciąż się kręci.
Kiedy miałam niewiele więcej lat, poszłam sama pod wiatraki nad morzem. Spojrzałam w górę i zakręciło mi się w głowie. Wracałam potem przez pola. O zachodzie słońca szłam brzegiem morza. Zrobiłam tak więcej razy; byłam jak kot i w końcu niczym kota zaczęto mnie traktować.

Moje koty są sprytne. W domu zachowują się jak ludzie. Siadają przy stole, używają pazurów jak widelców, potrafią otwierać klamki, naśladują ludzkie dźwięki.
Wychodząc, czasem zmieniają się w bestie. Bywa, że polują, choć nie są głodne. Choć nikt ich tego nie uczył. Dualizm ich dusz jest niezwyciężony. Można by zamknąć je w mieszkaniu i uczynić niby-ludźmi, bezpiecznymi maskotkami, tygrysami w kagańcach. Wielu ludzi to robi i przy kotach przyszłości być może uda mi się to zorganizować. W tej chwili jednak zwierzę może wyjść i przyjść, kiedy sobie życzy. Na szczęście o tej porze roku koty są rozleniwione, zniechęcone pogodą i siedzą w domu z własnej woli.
Ze swoich biednych ofiar czasem czyniły prezenty. Zdarzało mi się zebrać z wycieraczki trupa i za każdym razem czułam złość i współczucie. Wszak czy nie jestem współwinna śmierci tego ptaka i tej myszy? Jestem mądrzejsza od kota, powinnam go powstrzymać, czyż nie? 
Ale czy to prawda? Wolna wola jest niczym mniej ani więcej, jak przejawem najsilniejszego instynktu. Człowiekowi można zarysować, dlaczego coś jest złe, i oczekiwać moralnego wyboru, nagięcia pierwotnej woli. Dotyczą go kary za czyny moralnie złe i ma szansę to zrozumieć. Z kotem nie można pogadać na temat niemoralności jego czynów. Robi dokładnie to, do czego stworzyła go natura. Podobny zdaje się niepoczytalny człowiek. W pewien sposób jest "kaleki" jak zwierzę. Tylko czemu nikt go nie odizolował, nim popełnił jakąś zbrodnię? Czemu nie zamknęłam kotów w domu, zanim przyniosły mysz i ptaka?
Zatrzymałam się ostatnio samochodem na wiejskiej drodze i zdjęłam z drogi sztywną wiewiórkę. Nienawidzę, gdy kierowcy rozjeżdżają te trupy na plamy. Czułam się współwinna jej śmierci. Jak jednak miałabym ją od tego uchronić? Cofnąć cywilizację i zburzyć drogi?
W niektórych krajach Azji nikt nie zatrzyma się, żeby pomóc potrąconemu człowiekowi. Ja zdejmuję trupy zwierząt z ulic i odmawiam nad nimi własne "modlitwy", choć nie wierzę w nic konwencjonalnego. W końcu one mogły w coś wierzyć.
Wydaje mi się, że wszyscy idealiści to szaleńcy. Świat jest dziki i nieokiełznany. Świat jest okrutny. Banały. Nie można zmienić jego natury. Można tylko nadbudowywać rzeczywistość. Wolna wola nie jest ludzkim wymysłem, nie jest nadbudową. To różnie nazywane conatus, pierwotne i surowe. Robisz to, co pozwala ci przetrwać. Zazwyczaj jest to przyjęcie jakiegoś rodzaju moralności. Moralność ma kontrolować nasze instynkty. Ma nam pozwolić żyć w stadzie. Zwalczamy hańbiącą rozum pierwotność w imię idei. Wszyscy jesteśmy szalonymi idealistami. Każdy sprytny kot przystosowuje się do zasad panujących w domu, by dostać pyszne mięso w sosie. Niemal każdy homo sapiens robi to samo. Ale czy na pewno jego uspołecznienie jest nienaruszalne? Czy może, gdy nadarzy się okazja, skorzysta z niej, choć nikt go tego nie uczył, i choć ryzykuje wszystkim, co wygodne?

Są ludzie, których drażni moje istnienie. No wiecie, niezależna, filozofująca kobieta, która ma swoje trzy grosze dla sztuki i nauki. Większość sufrażystek i feministek miała styczność z takimi ludźmi, to już tradycyjne, nudne i sztampowe. Nie potrafią zarazić mnie własnymi odczuciami, więc jeszcze bardziej ich wkurzam. Współczuję im, a oni tylko bardziej się zacietrzewiają. Przestaję zwracać na nich uwagę, a to dotyka ich do żywego. Ich nienawiść wyklucza ich jednak ze świata, który nienawiści nie folguje. Topią się w morzu dobrych dusz. Gdyby tak nie wierzgali, utrzymaliby się na powierzchni. Nie potrafią skupić się na sobie. Mnie tam nie przeszkadza istnienie Innych, jacykolwiek by nie byli, o ile żyją w granicach prawa i wspólnego poszanowania. Różnorodność jest taka ciekawa. Śmiertelnie nudzi mnie natomiast nienawiść. Jest głośna, dziecinna, roszczeniowa, męcząca. Gdy mam z nią styczność, myślę o miłości do bliskich i uśmiecham się. To oczywiście nie łagodzi sprawy. Ale nie mam czasu na sprawy bezwartościowe. Czeka mnóstwo dobra do zrobienia. Mogę więc jedynie napisać o nudnej, infantylnej nienawiści krótką refleksję, i pozostawić ją samą sobie. Ciekawsze są inne mechanizmy. Mechanizm ucywilizowania, na ten przykład.

Mechanizmy pamięci.

Mój pies wie, że nie powinien jeść czekolady, ale ostatnio wyjął z plecaka Snickersa i wtrząchnął. Chodził potem z miną winnego i wszystko przewalało mu się w brzuchu, ale wystarczyło jedno spojrzenie, żeby wiedzieć, że jest zachwycony swym uczynkiem. Jeden z kotów czasem wygryza dziury w bułkach. Jestem przekonana, że robi to z czystej złośliwości, gdy ma "słabszy dzień". Patrzę na te zwierzęta i zastanawiam się nad człowiekiem. Zwierzę uspołecznione, ale wciąż durna bestia. Wiara w ludzki rozum jest przeceniana, lecz tylko ona generuje postęp. I niektórzy z nas mogą wierzyć tak mocno we własną niezwierzęcość, że nie zrobią nic bestialskiego nawet, gdy nikt nie patrzy. Uszlachetnione kodeksami istnienia. Wyrwane z własnej natury, przekraczające ją, dotykające czegoś niesamowitego. Bóg jest wielki. Prawo moralne jest we mnie.

A trupy są na wycieraczce.

Dziwne, jak działa pamięć. Jest jak kot podrzucający prezenty. Przechodzicie nad tym do porządku dziennego. Nie oglądacie ich, tylko wynosicie do lasu. Wasze koty to przecież mruczące kule ciepła. Wasza pamięć to przecież przyjaciółka. A to tylko defekt uboczny, jak drażniąca wada kolegi, jak oponka na brzuchu, jak polityk decydujący o waszym życiu, choć w życiu byście na niego nie zagłosowali. Staracie się nie zwracać na to uwagi.
Pamięć to oszustka. Bierze to, co odrzucacie i chowa jak sroka, głęboko na swoim wysypisku. A jeśli coś rozgrzebie hałdę śmieci - zdarzenie, słowo, myśl, czyjeś samobójstwo, czegoś narodzenie - gdy promyk światła przebije nadgniły mrok... Pewnego dnia może się okazać, że ciemną nocą odważycie się otworzyć drzwi i zobaczycie to, co przynosi trupy.
Będzie siedziało z żywą ofiarą w zębach.
Z tym, czego nie chcieliście pamiętać.
Co wydarzyło się lata temu.
Rzuci wam tym w twarz i zasyczy.

Nawet nie wiem, jak opowiedzieć o tym doświadczeniu. Nagle brakujący element układanki zostaje włożony na miejsce. I widzicie całość. Przez lata wydawało wam się, że w waszych czynach chodziło o tyle rzeczy. O tyle spraw. Ale chodziło o was. Może to pamięć, może podświadomość, przedświadomość, może ignorowana świadomość próbowała się do was dobić. Bo nie chcieliście czegoś zrozumieć. Motoru wszystkich swoich działań.
Przez cały czas odrzucone wspomnienie dobijało się nocą drzwi, za dnia pozostawiając tylko zimne truchła. Ale noc przeraża. Własna ciemna strona przeraża. Psychoterapia jednak sprawiła, że zaczęłam w sobie grzebać. Zaczęłam wychodzić w nocy z łóżka. Oglądać ciemną stronę Księżyca. Aż stanęłam przed drzwiami, za którymi stała prawda. A prawda czyni wolnym.

To było najważniejsze odkrycie. Oszołomiło mnie i zwaliło z nóg. I pierwszy raz w życiu zależy mi właśnie na mnie. Uwolnijcie mnie, o wszyscy, którzy macie wobec mojej jasnej strony oczekiwania! Oto będę kroczyć ciemną drogą prawdy. Żadnego bycia autorytetem. Żadnych miłych uśmiechów, żadnych miałkich dysput, żadnego bycia w samorządach, radach, cholernych Lożach, żadnego zaspokajania ciekawości i rozdawnictwa poświęcenia. Czysta krystalizacja esencji. Przestańmy kłamać, panie i panowie, przestańmy już udawać własne surogaty. Żadnej gry, żadnego odbijania piłki. Wchodzę we wzgardzoną całe życie noc, żeby ją poznać. Naprawdę, pomogłam w życiu tylu ludziom, a aż do tego roku nie pomagałam sobie siebie poznać. Nic tylko zagłuszaj to, zagłuszaj tamto. Zwłaszcza względem kobiet. Nie wchodź w noc, głupia babo, skrój się według miary, emanuj precyzyjnie nakreślonym światłem.
Chrzanić miary. Moje wspomnienie zmienia wszystko. Rzuca przede mną świat na kolana. Nikt nas nie uczy, jak siebie bronić i o siebie walczyć, wciąż mamy się dla czegoś poświęcać i walczyć o coś. Koniec. Wspomnienie podcięło m nogi i wpadłam w kałużę własnej krwi, która wreszcie zaczęła krzepnąć, bo znalazłam źródło krwawienia. Razem ze mną cały świat zgiął kark. Nienawiść zacisnęła bezsilne szczękę.
Śmierć pierwszy raz w życiu mnie dotknęła, włożyła mi w rękę gładki kamień z rzeki, jak jednemu z Peverellów. Obracam go w dłoni i wszystko już rozumiem. Niczego się nie boję.
Mam jeszcze osiem żyć. I całą głowę w płomieniach.


Mały chłopiec zapalił się od środka,
więc ogniem miłości się to zwie?


Jedna iskra starczy by wzniecić pożar ten
Nie daj się ugasić, wdychaj czysty tlen.


Olga Garstka, Samozapłon



Nie wiem, czy znacie filozofię Nietzschego. Terminologia fatalna, filozofia dość toporna, ale ostatnio przypomniano mi teorię pana i niewolnika. Jak twierdził Nietzsche, "niewolnicy" łączą się, pomagają sobie, pragnąc korzyści i pomocowego zaplecza w razie własnych kłopotów. Unikają bólu i uznają słabość za cnotę. Chcieliby być panami, ale nie mogą, więc ich potrzebują, nienawidząc jednocześnie. Przyjmują zasady bez refleksji, bez wewnętrznej zgody. Są resentymentalni, oszukują się (wcale nie chcę być panem, jestem od niego lepszy). Działają dla nagród. Nietzsche uważał za takich chrześcijan i był zdania, że nie kierują się w życiu wskazówkami Jezusa, typowego "pana", bo są na to za słabi.
Myślę, że był za ostry, a nazewnictwa używał nasuwającego od razu skojarzenia z butą i upokorzeniem. Rację miewał, a nie miał. Niektóre cechy "niewolnicze" są dobre. Podobnie niektóre cechy w kwestii kreacji pana. Każdy z nas może być panem (Nietzsche raczej by się nie zgodził, ale przecież jego opinia nie jest ostateczna. Mam pełne prawo dekonstruować i reinterpretować myśli poprzedników). "Pan" nie porównuje się z "niewolnikami", nie chce im imponować. Dodałabym, że nie uznaje podziału pan - niewolnik, bo segregowanie ludzi go nie interesuje. Nie można go sobie zaskarbić, przekupić, przekonać. Przyjmuje zasady po przemyśleniu ich lub ustala własne. Jest niepokornym samotnikiem i nadstawi policzek zamiast uciec. Tworzy wartościową kulturę, nie tracąc czasu ani uwagi na tę masową.  Nie obchodzą go nagrody - któż mógłby dać mu więcej niż już ma? W istocie swej jest nietykalny, niepokonany. Myślę, że taką postawę przybrała Virginia Woolf, gdy pisała Własny pokój. Myślę, że to moja postawa.
Ciekawa kreacja, pan. Jeśli tylko uznamy konkretne rozumienie tej terminologii - "niewolnicy" są niewolnikami czegoś: zasadniczo tego, co narzucają sobie sami. "Pan" jest panem wyłącznie siebie. Niech nie zachodzi tutaj korelacja. Interpretujmy Nietzschego wedle uznania. Myślmy samodzielnie.

Długi czas byłam we własnej niewoli. Dla niej nawet odrzucałam wspomnienia. Teraz głaszczę bestię, która przybyła z mroku. Wcale nie jest straszna. Przeciwnie. Jestem naprawdę wolna i świat nie może się nie zgodzić. Wcześniej uśmiechał się ironicznie. Wolna, dobre sobie. Myślałam, że może chodzi o czasy, o kraj, o zobowiązania. Ale chodziło tylko o mnie. Jakże śmiesznie musiałam wyglądać, postulując swoją wolność z grubym sznurem na nadgarstkach, z węzłem zaciągniętym własnymi zębami.
Wszyscy możemy być panami. Możemy być wolni. Iskra może przemienić się w płomień. Nikt poza nami o tym nie decyduje. Brzmi wręcz jak magia. No i dobrze. Taka jest magia płomieni, że jak ich nie zdusisz, tylko do nich dołożysz, to urosną.

Wdychaj czysty tlen.





Listopad

Moja poetycka niemoc została zażegnana. 
Do poezji potrzeba emocji, mocnych, czystych, krystalicznych, esencjonalnych. Przez długi czas, jakże cholernie długi, były tłamszone, metaforyzowane, przebierane. Ale ostatnio stało się coś niesamowitego, choć w ogóle się na niesamowitość nie zapowiadało. Poszłam w pewne miejsce (które w teorii w tymże celu odwiedza się raz w życiu), zabierając ledwie garstkę świadków. Nie jestem fanką robienia pewnych rzeczy pod wódkę i kotleta, pod pociotków, fotografów i fejsika. Moja miłość jest intymna i głęboka jak Wszechświat, nikogo innego nie dotyczy i nic poza nią samą o niej nie świadczy. Ale mój wilk zrobił coś fantastycznego, dzięki czemu zdarzenie zmieniło się w coś tak prywatnego, że wszyscy stali się intruzami. Włożył magię w słowa. Jego głos tuż przy moim uchu zmienił zwykłą formułkę w zaklęcie. 
Ja jestem niezła w słowo pisane. Napisałam stos wierszy o mojej miłości. Włożyłam ją w każdą znaczącą dla mnie prozę. Słowo mówione to nie moja domena, zwłaszcza wypowiadane publiczne. Takie wypowiedzi są dla mnie jak zdjęcia dla Indian. Tylko słowa wypowiadane do jednej osoby, intymne, są przeze mnie akceptowane. Bo to tak, jakby prezentować się nago, mało, nawet bez skóry, wystawić narządy wewnętrzne na światło spojrzeń. A wnętrze to domena mroku. 
Wielu ludziom opornie przychodzi zrozumienie, że można stronić od konwencji, stereotypów, narzucanych kalek, fejmu i po prostu tonąć w sobie, nie akceptując niczego i nikogo poza tym. Mnie to przeszkadza, ja od ludzi stronię. Ale wilk wyłączył się na okoliczności. To była prawdziwa magia, tylko moja. Nie mogłaby zostać uwieczniona, komukolwiek pokazywana. Może niektórzy mnie nie zrozumieją, w tej erze wrzucania wszystkiego na portale, montowanych filmików, wymyślnych sesyjek z ważnych chwil i kij wie czego jeszcze. Nie potępiam za nie - każde świadectwo miłości jest cenne, nawet to, gdy bardziej chodzi o pokazanie się niż zarażanie dobrem. Ale ja tu mówię o niespodziewanej i niepowtarzalnej intymności, przez którą moja poezja nagle przestała być stłamszona. Nowe źródło wybiło z milczącej, spękanej skały, obrażonej za fantastykę i rzemieślnictwo, za odejście od "kobiecego" pisania. 
Gdy robiłam prezent dla wilka, przeczytałam swoje teksty z okresu, gdy dopiero zaczynaliśmy. Eteryczne, pełne emocji, pełne wdzięku, który we mnie usnął. Teraz się ocknął. Po raz kolejny wilk wynalazł we mnie pokłady mocy. W fantastyce imho można tylko miłością błyskać, udoskonalać nią świat przedstawiony. Jest esencjonalną przyprawą w mojej najnowszej książce, której recenzji nawet jeszcze nie znam. Ale w poezji to sama esencja. W fantastyce nie potrzebni mi inni ludzie, pomysły płyną ze mnie, jestem jak złącze wpięte w wieczny strumień treści. W poezji to złącze musi przejść przez drugiego człowieka. Przynajmniej w mojej. Znowu jestem do tego zdolna. I myślę o poetyckich konkursach. Zniknęły dla mnie na wiele lat na rzecz prozatorskich konkursów fantastycznych.
Świadectwo miłości. Nie ma cenniejszego daru dla świata. A dla mnie nie ma większej magii niż słowa. Mogę wam napisać, że nie wierzyłam, żeby takie uczucie mogło być realne i odwzajemnione.  Że będę mogła żyć z kimś, kogo tak jak mnie obchodzą meandry kosmosu i niezbadane głębie oceanu, fantastyczne wizje i porzucone miejsca, a nie przyziemność. Mam dzięki niemu tyle przeżyć, tak cennych... Strach znika, obawa o następny dzień umiera. Nic nie może odebrać mi tego, co już mam. A jeśli ja zniknę, to zniknie razem ze mną. Zostanie tylko to, co opowiem. To jest ostateczne zwycięstwo nad światem.

Oczywiście wielu ludzi inaczej załatwia porachunki ze światem, niż kolekcjonując prywatę i zmieniając ją w opowieści. Przyśniła mi się niedawno samobójczyni. Gdy śnią mi się samobójcy, zazwyczaj mam od razu LD i mimo że wiem, iż jest to moja projekcja, zawsze pytam, czemu się zabili. Zazwyczaj odpowiadają, że ciężko to wyjaśnić - bo są wytworem mojej głowy, a moja głowa nie posiada tych informacji. Ale tym razem dziewczyna powiedziała coś oryginalnego. 
Nie zrozumiesz tego, Naz, bo nie pragniesz ani życia, ani śmierci. Twoją domeną jest to, czego nie ma. 
Te słowa, wyprodukowane przez mój łeb w sennej marze, bardzo mnie poruszyły. Bo było to doskonałe mnie opisanie. 

Nie znoszę rzeczywistości. Wciąż projektuję, wciąż przeżywam w, można rzec, odurzeniu, utopii, w prywatnych okularach, z prywatną filozofią, nie godząc się na realia, odrzucając je, zmieniając, ignorując. Tworzę całe masy światów, odgradzając się od realnego świata nieprzepuszczalną barierą. Nie pragnę życia ani śmierci, w moim umyśle nigdy nie były czymś, co mnie dotyczy. Ale fikcja, ale zapełnianie pustki, projekcja - tak. Tak, to, czego nie ma. "I stałem się śmiercią, niszczycielem światów", rzekł twórca bomby atomowej. A ja stałam się kreatorką, stworzycielką światów. Taką drogę wybrałam, a może ona mnie, i wciąż zdobywam kreatorskie narzędzia. Mam nadzieję, że moje światy zyskują moc ubogacania, przede wszystkim jednak czynią bogatą mnie. Zapełniam pustkę. Nie każdy tego chce i nie każdy to potrafi. Karmię się w tym celu intymnymi, zwielokrotnianymi wyobraźnią i rozwijaną wrażliwością doznaniami. 
Gdy kiedyś przestanę tutaj istnieć, odejdę w swoje światy.

Pamięć nie tylko działa dziwnie, często poza kontrolą. Istnieją też jej obszary będące ZASOBAMI MOCY. Moja wyobraźnia czerpie z nich podczas kreowania. Pamiętam, jak nocujemy na pustych plażach, jak chłodny jest piasek, woda morska ciepła, a księżyc nad nami wydaje się neonem. Pamiętam seks na każdej z plaż, przede wszystkim jednak żyją we mnie słowa, słowa tylko między nami dwojgiem, wypowiadane w największej przestrzeni, w jakiej przyszło mi rozmawiać, śmiać się i płakać - na brzegu morza. Pamiętam jak wchodziłam do wody jedynie z wiankiem na głowie, gdy czerwone oko słońca znikało w tafli i tylko on na mnie patrzył. Takie wspomnienia to kosmiczne akumulatory. Jeśli chce się mieć coś pięknego do opowiedzenia, trzeba pięknie żyć. Albo chociaż pięknie przeżywać wewnątrz.

Opowiadam o królestwie, które mam - w pierwszych notkach tego bloga było zrujnowane, dziś, choć to nadal urbex, jest zielony i magiczny. Czy dzielę się własną prywatnością? Ja tylko produkuję słowa, snuję opakowane wrażliwością opowieści. Są blogi o ciuchach, ciałach niebieskich, o nienawiści. Wrażliwość raczej nie jest w cenie, szuka się w niej słabości, niekiedy irytuje, odbiera się jej znaczenie w przestrzeni publicznej. Mamy ją zarezerwowaną na strefę prywatną, rzadko o niej mówimy, ale tęsknimy, słuchamy utworów pełnych wrażliwości, oglądamy filmy, czytamy o miłości. Przytulamy się do tego w łóżkach. Szukamy tego w bogach. Boimy się narracji nienawiści, ale czasem ją przyjmujemy we własnej obronie. Mój blog jest o sile płynącej z empatii, z wrażliwości, z miłości, o sile z bólu. Można być kozakiem i kozaczką o miękkim sercu. Można być miłującym panem pozwalającym pokonać się wrażliwości, która nie, mój drogi Nietzsche, nie jest słabością, i, o cholera, jest się wtedy zwycięzcą.
Moje życie nie zmienia się pod wieloma względami - tego, jak często jestem nierozumiana, jak niektórzy trwonią czas i energię, by próbować mnie zgnębić, odebrać mi rację, jak zwalczana bywa taka moc jak moja, całkowicie niemożliwa do kontrolowania. Czasem niemal każdy jest przeciwko mnie (albo ja przeciwko wszystkim), ale ja się z tym stanem przyjaźnię. Trzeba być wyrozumiałym dla wszystkich, a zwłaszcza dla siebie. Nie dopasuję się tylko po to, żeby było łatwiej. Nie przyoblekę imitacji skóry, jak w Ex Machinie, żeby się wtopić w tłum i odetchnąć. Znam wartość tego, kim jestem i co potrafię. Wielu ludzi, których szanuję, akceptuje to i z tego czerpie. Wierność sobie samej owocuje, autentyczność jest najważniejsza (choć sztuczni ludzie, nawet najbliżsi, potrafią reagować na to infantylnie, nazywać człowieka permanentnie niezadowolonym, pojebanym, głupim, niepoważnym, udziwniającym, chorym i tak dalej, znam całą litanię na rzecz anty-autentyczności i dopasowania, i przestaje robić na mnie wrażenie).
Owocują drzewa w moim królestwie. Dostajecie ich smaki w słowach. Przyszły rok będzie obfitować w moje opowieści. Mam nadzieję, że wreszcie, po latach czekania i pracy z wydawnictwem, otworzy go Openminder. Ale teraz o wiele bardziej czekam na najnowszą książkę i danie jej szansy. W Openminderze to świat przedstawiony jest kluczowy. W nowym tekście to postacie tworzą opowieść. Udało mi się wejść na nowy etap. A może tylko tak mi się wydaje ;) Może, zresztą, wszystko tylko mi się wydaje. 
Ale to zupełnie nieistotne.

Kortez - Dziwny sen

Komentarze

Popularne posty