Ocaleńcy i czarnobylska magia

Notka spóźniona jakieś dwa tygodnie. Zapomniałam opublikować. Masa roboty.


Sierpień

Poczytałam o miłości. Notkę z czternastego lutego zeszłego roku. I przestałam widzieć żywe trupy. Widzę ocaleńców. 

Każdy żywy ocalał z chaosu. Przetrwał od poczęcia do momentu, w którym go widzę. Naciągnął śmierć na kawał życia i uparcie robi to dalej. Inni się wykruszają, zabiera ich chaos, gubią własne demony, cudza głupota, przypadki, zła wola, ślepy los. Ludzie wokół mnie to superbohaterowie, o ile nie krzywdzą innych. Ja jestem superbohaterem. Przetrwałam.

Pozwolę sobie przytoczyć kilka fragmentów z tamtej notki.

Ta miłość właściwie nie dostawała nic, od przyzwolenia po jakiekolwiek soki żywotne. Rosła jak uparta roślina na pustyni.

Serce to niereformowalny alkoholik. Napruje się, miesiącami spawa na wszystko naokoło, wszystko zarzygane. Wytrzeźwieje, zrobi odwyk... i nawet nie wiadomo jak ani kiedy, już trzyma zgrzewkę nadziei, które wpycha sobie w gardło.

Nieubłaganie wypełzały ze spękanej ziemi nowe pędy upartej rośliny, rozłażąc się i przygotowując do kwitnięcia. Rodziła się nieprawdopodobna zależność i bezgraniczne zaufanie, rzeczy, o których czyta się w książkach i słyszy w piosenkach. 

Kiedy nasze tamy stały się zbyt słabe i rozerwały je uczucia, okazało się, że na wyschniętej na wiór pustyni króluje wielka, gęsto kwitnąca roślina, jakiej żadne z nas dotąd nie widziało. 

Jest przy wilczycy wilk. Koalicja dwóch drapieżników. Dwie towarzyszące sobie samotności. Czy wiecie po co wilki łączą się w pary, tworzą watahy? Dla polowania. Dla większej, lepszej zwierzyny. Dla bycia postrachem. Dla niezwyciężenia. 

Ten blog zawiera historię, jakiej każdy potrzebuje. O zwycięstwie miłości pomimo jałowych, trudnych, samotnych lat. Ma tym większą wagę, że jest w stu procentach prawdziwa.
Nie wierzę w bogów ani przeznaczenie. Wierzę, że każdy ma możliwość obrania pewnego wachlarza dróg wynikających z najróżniejszych predyspozycji, w tym jednej, która jest najlepszą. Wierzę, że można się odnaleźć. 

Mawiałam, że gdyby zapytano mnie przed narodzeniem, czy chcę żyć, i pokazano ten świat... To okrucieństwo, mord, nierówne szanse, wyzysk, niewolnictwo, plugastwo dusz, degradację, obłęd, zepsucie... Prawdopodobnie wyrzekłabym się narodzin. 

Zmieniłam zdanie. Miłość, we wszelkich swych odsłonach, jest tego warta.

Dlaczego uprawiam ekshibicjonizm, opowiadam publicznie tę historię? Ponieważ uważam, że nie można dać światu nic bardziej wartościowego od świadectwa miłości.



TO, na czym zawsze mogę się oprzeć. TO co sprawia, że jestem tytanem. Czuję TO zawsze, lecz czasem odbiór jest wytłumiony. Mój umysł ma tendencję do nurzania się w ciszy, do izolowania mnie od bodźców. To dobry umysł, samozachowawczy, tylko trochę nadgorliwy, bo musi trzymać mnie w dystansie nawet od samej siebie. 

Sama sobie przyniosłam własne świadectwo, czy to nie jest naprawdę pokręcone?


Ocaleńcy. Przetrwaliśmy. Muszę wreszcie poczuć się wyzwolona. Odrzuciłam ostatnio nieudanych "przyjaciół", którzy wystosowali wobec mnie słowa niesprawiedliwe i nieskończenie podłe, związane z zaginięciem jednego z nas. Właściwie to najgorsze świństwo, jakie kiedykolwiek zrobiono na moich oczach. Zrozumiałam, że nie warto tracić czasu na ludzi, którzy przestali być dobrzy, stracili dusze dla pustych skorup wypełnionych szmalem. Szukać w nich resztek przyzwoitości. Jakimi ludźmi się otaczasz, takim się stajesz. Zrozumiałam, że nie trzeba być samarytaninem, który wszystko znosi. Można naprawiać krzywdy, ale nie dyskutować z oprawcami. Nie da się uratować wszystkich. Można wyselekcjonować kilka pędów i skupić się na nich, aż wyrosną w niebotyczną roślinę. Jeśli wokół ciebie pozostaną równie rozsądni ludzie, będziesz widzieć dookoła siebie ogród. Zachwaszczony świat zostanie daleko. Nieunikniony, lecz z dala od ciebie.

Zawsze unikałam w życiu dokonywania wyborów między ludźmi. A potem, gdy dorosłam okazało się, że każdy zysk niesie za sobą stratę, którą trzeba ponieść.
Wybór, kogo pokochasz.
Wybór, kogo odrzucisz.
Wybór, komu wybaczysz.
Wybór, którego nie zdążysz dokonać, bo śmierć zrobi to za ciebie.
Wybory mrówek na maleńkiej planecie w pustym kosmosie. Życie jest nieprawdopodobne, niesamowite. Każda jego sekunda to wybryk, dziwactwo na skalę uniwersum. Przekłamanie ciszy i ciemności.


Wróciłam z Czarnobyla i cierpię na syndrom odstawienia. Dzika Ukraina i niepowtarzalna Strefa Wykluczenia wyrwały czarną dziurę w moim kosmosie. Wiem, dlaczego ludzie wciąż tam wracają, a czasem zostają na zawsze. Zona jest strefą ciszy. Koi duszę. W dodatku najpiękniejszy złom świata - Oko Moskwy - było świadkiem oświadczyn mojego wilka. Mam galaktykę na palcu. Usłyszałam, że jestem całym światem.

Zona jest cicha, choć żywa. Nie ma w niej smutku. Pikanie dozymetru to wszystko, to jedyny sygnał, że jesteś w miejscu, które może zrobić ci krzywdę, jeśli będziesz lekkomyślny. Wychodzisz na dachy, patrzysz na morze drzew, miasto widmo, reaktor numer cztery, sarkofag. Nic innego nie istnieje. Niczego innego nie trzeba. Pojechałam tam, bo kocham urbex, a Czarnobyl i Prypeć to mekka eksploratorów. Także dlatego, że piszę nową książkę, w której potrzebna mi czarnobylska magia. Teraz mam czarną dziurę w sercu i nie mogę wrócić do rzeczywistości. Ale to dobrze. Rzeczywistość mi niepotrzebna.






Mam prawie dwa tysiące zdjęć. Będę je wrzucać na fejsa, Cool Story Naz, blog Pustej Perspektywy. Zaglądajcie.

Komentarze

Popularne posty