milczenie jest wyrachowanym katem

Ten niepokój jest raczej pewnym Niepokojącym Rodzajem Spokoju. Bo kiedy latami żyjesz rozrywany przez jakieś demony, tęsknoty, słabości, ból, instynkty i potem nauczysz się z tym żyć, przeciwstawiać się temu, osiągasz spokój. Nie boisz się, że TO cię złamie, że będziesz musiał TO destrukcyjnie zagłuszać, jak ci się zdarzało. Kiedy zaczyna się drzeć, głodne twojej uwagi, patrzysz na TO z góry, z uniesionymi brwiami. Ale nie zabijasz TEGO. To część ciebie, wrosło w ciebie już w łonie matki, razem z twoją ludzką naturą. Wielu ludzi ta narośl zabija lub niszczy. Niektórzy potrafią ją odciąć, ale wtedy amputują fragment siebie. Ja mam TO zawsze pod ręką. Ten zabieg przynosi niepokojący rodzaj spokoju, poczucie władzy, które jest kruche jak samo życie. TO jest bestią
Trzeba być albo bardzo silnym, albo bardzo głupim, jeśli wiążę się bestię na smyczy i wykorzystuje ją, by zmagać się z życiem. Namysł, wsparty studiami filozoficznymi pozwolił mi zdominować ją, związać i zrobić z niej... partnera, nie sługę. To ja jej niegdyś służyłam, bo jest bardzo silna, a ja siły musiałam się dopiero nauczyć. Dziś ja i mój partner bestia idziemy przez życie, korzystamy wzajemnie ze swoich atutów i zwyciężamy. Problem w tym, że oboje mamy rozumne spojrzenie. I to stanowi ukryty niepokój. Bestia jest rozumna. Niezamierzenie nauczyłam ją tego, przejęła rozwój rozumu ode mnie. Im bardziej ja pogłębiam świadomość, wiedzę i siłę, tym bardziej i ona jest rozumna. Otrzymała swój świat, gdzie dominuje, dzięki temu nie musimy chodzić na układy w mojej rzeczywistości. Ale wydaje mi się, że tylko pozór. Sądzę, że gdzieś we mnie, w głębokim mroku, ona mnie pożera, kawałek po kawałku, karmi się mną. Nie chce mojej zguby. Ona mnie pragnie. Jestem pewna, że ta bestia sądzi, że nie mogę przetrwać, nie będąc nią. A ja nie wiem, czy to nie jest przypadkiem prawda. Brakuje mi tej dzikości. Ona wypełza ze mnie, gdy tylko znajdzie szczelinę. Brakuje mi rzucania się na zwierzynę, która nie ma szans, zamiast wykładania jej, dlaczego musi się poddać. Brakuje mi walk, zwarcia szczęka w szczękę z demonami. Chciałabym znów połączyć te światy. Ale wciąż tego nie robię. Nadal nie wiem, która opcja wieszczy katastrofę. Bo szepczą o niej cienie, nie wiadomo tylko, z której drogi dany cień wypełza. Mieszają się i kłębią w kącie, gdyż wszystko skąpane jest w łagodnym świetle dobrych czasów.
Opowiadam zamierzoną historię. Czas się przyznać, to hasło przewodnie tej jesieni. Brnę przez słowa mające obnażyć jedną z najdziwniejszych opowieści. Jestem bardzo produktywna, robię masę rzeczy, z łatwością przebijam opór wrażliwości, potrzeby odetchnięcia, wzmożonej potrzeby snu i bierności. Opór nieustannej obawy wobec kruchości egzystencji i poszerzającej się, nihilistycznej pustki. Przekraczam siebie, robię każdą rzecz, którą tylko śmiem zarzec, że nigdy nie uczynię. Albo że nie mam na nią siły. Lub predyspozycji. Jestem głucha na demony gnuśności i lenistwa, wyobrażam je sobie jak te z Pustki w Dragon Age. Ale możliwe, że to dlatego, że coraz uważniej słucham bestii. Ponieważ bestia już nie warczy, nie rozkazuje, nie szarpie się. Spokojnie, rozumnie opowiada mi niezwykłe rzeczy. Historia, którą staram się spisać, będzie Opowieścią Moją i Mojej Bestii.

Komentarze

Popularne posty