Dylemat Jeża

Cienie pojawiają się i znikają. Nie można się ich pozbyć - trzeba byłoby zostać źródłem światła. A zawsze obok wewnętrznego światła jesteśmy też nagromadzeniem mroku. Nieprzekraczalna, niezbędna harmonia.
Czemu pisałam o dzieciach? Z najgorszej watahy, jaką znałam, została już tylko jedna, skundlona wilczyca i mały chłopczyk. Mały chłopczyk liczył, że kiedy stracił wszystkich, będzie miał choć ją. Ale to nie może się stać. Ta wataha musi przestać istnieć. Dręczyliby się nawzajem. Nie byliby wolni. Teraz już tylko samotność może uczynić ich wolnymi. Być może chłopczyk dorośnie do tego, by kogoś do siebie dopuścić, a ją zmęczy życie samotnego wilka. Ale i tak nie mogą wypełnić nawzajem swoich żyć. Nie mogą zastąpić sobie nawzajem tego, co utracili. Ruszyć dalej oznacza akt przebaczenia przeszłości i porzucenie pustki, jaką po sobie pozostawiła, zamiast prób wypełnienia jej. Właśnie to muszą spróbować osiągnąć, choćby wciąż i wciąż wracały wątpliwości oraz słabość, niczym przypływ.
Skundlona wilczyca chciała powiedzieć coś chłopczykowi na pożegnanie. By miał małą rzecz, na której będzie mógł zbudować wielką siłę. Stąd poprzednia notka.
Cienie z przeszłości krążą wokół mnie jak sępy, jakby czekały, aż się potknę. Ale sępy to nie drapieżnicy, jedynie padlinożercy. Wystarczy podnieść głowę i spojrzeć im w oczy. Odlatują, ulatniają się z naszego życia. Ludzie, którzy czegoś od nas chcieli, od których my oczekiwaliśmy czegoś. Którym coś zabraliśmy. Ci, co zdradzili zaufanie, pogardzili naszą intymnością. Oni ciągle wracają, jakby nie znali nic bardziej intensywnego prócz wspomnienia emocji, jakie wzbudziła reakcja między nami a nimi. Sępy odlatują, ale nie potrafią polować, więc znów wracają w znajome miejsce, nad znajomą zwierzynę. Jeśli tylko się zatoczysz, rzucają się na ciebie.
Błędne koło. Tak jest zwłaszcza, jeśli różnisz się od innych. Jesteś zagadką, tajemnicą, zjawiskiem. Pracowitym stworzeniem, które wie, czego chce od życia. Kimś, kto nuża się w dramacie lub potrafi żyć za pan brat ze szczęściem. Nad takim zawsze krążą sępy, które nie potrafią same siebie nakarmić. Zapolować. Czekają, aż umiejętny drapieżnik zniweluje ich głód. Nawet jeśli go kochały lub kochają. Nawet jeśli miałyby go pożreć. Otaczają go cienie, a przecież tak bardzo pragnie słońca.
Nie jestem nic nikomu winna. Powinnam móc powiedzieć, że wybaczyłam wszystkiemu, pogodziłam się ze wszystkim i doskonale wiem, co robię. Powinnam. Tak samo jak cienie. Okazać wolę życia, posłuchać wewnętrznego głosu, który pcha ku rozwojowi, a nie stagnacji. Są dni, gdy tak się dzieje, dni pełne słońca. I nie różniące się niczym od nocy dni mroku. Jakim cudem można nie wierzyć w równowagę? W naszym świecie rządzi właśnie ona. Samoporządkujący się chaos. Wystarczy temu zaufać, przestać z tym walczyć. Światło nie istnieje bez mroku.
Odejdźcie, cienie z przeszłości. Wilczyca wstaje z kolan, nie ma pojęcia, jaki twór właśnie osiąga pion. Ale jest pewna, że was nie nakarmi. Nie tym, czego oczekujecie. Może dać tylko wiedzę, drogą, którą wybiera. Do niczego innego jej nie zmusicie. Jest drapieżnikiem, a wy to tylko padlinożercy. Roztropne stworzenie ocenia swoje szanse na łup, nim uderzy. Nie warto. Nie jesteście w stanie nawet podebrać kości z jej łupów. Wierzcie mi, po tym wszystkim ona POŻERA W CAŁOŚCI.
Każdy cień z przeszłości zna jakiegoś mojego demona. A raczej wydaje mu się, że zna. Cienie sądzą, że mogą mnie w ten sposób podejść. Ale moje demony tańczą we mnie. Nieodkryte przez innych, ukazywane tylko na mgnienie oka. Dałam im immunitet, bo są częścią mnie. Osiągnęliśmy pakt, który zerwiemy, by znowu zawrzeć. Równowaga. Zabić je? Spróbuj wykroić sobie kawałek mózgu i żyć dalej tak samo, z całym pakietem funkcji. 
Nie jestem człowiekiem, który nie podejmuje ryzyka. Podejmuję je nawet, kiedy mogę zadać komuś mentalną ranę. Jeśli jest warto, wolę wejść w relację, ryzykując, niż wygodnie odpuścić. Ponieważ nie tylko potrafię stworzyć świat, a nawet cały nowy wszechświat, ale mogę otworzyć cudzy, jak i swój umysł. Prości ludzie nazywają to manipulacją. Niech będzie. Ale moja "manipulacja" zawsze jest twórcza, zawsze ma możliwość zniwelować stratę, zbudować coś na niej. Dlatego podejmuję ryzyko. Życie z ludźmi, wchodzenie z nimi w głębokie relacje zawsze niesie ryzyko. Można być samotnym wilkiem, ale nie żyć w głuszy, tylko między ludźmi. Zachować niezależność i nie odtrącić innych. Już dawno nauczyłam się, że pewne rzeczy odkrywa się tylko w bliskości z innymi. Piękne, nieprawdopodobne tajemnice. Dlatego krąży wokół mnie tyle cieni. Znają smak tego. Nawet jeśli wiedzą, że znów może zaboleć; jeśli nie potrafią sami znaleźć tego pokarmu, wracają. Albo nie potrafią odejść.
Mnóstwo cieni. Skrzywdzeni ludzie i krzywdziciele. Nie rób innym krzywdy, podstawowa zasada łamana najczęściej na tym globie. Dlaczego? Bo musimy się do siebie zbliżać, lecz im bardziej, tym większą krzywdę możemy sobie wyrządzić. To dylemat jeża. Pragnie zbliżyć się do drugiego, lecz im mocniej to robi, tym głębiej wbijają sobie nawzajem kolce.
Niekrzywdzenie nie jest tak proste, jak mówiła o tym poprzednia notka. Ale to były przemyślenia w perspektywie dziecka. Przecież wilczyca nie mogłaby skomplikować chłopczykowi życia bardziej, niż już mu po*ieprzono. Nie mogłaby mu powiedzieć, że krzywdzenie to najczęstsza czynność, jaka zachodzi, ponieważ ludzie jak nałogowcy nieustannie wchodzą w relacje. Ale on to pozna. Kiedyś zrozumie, że mówiąc nie krzywdź innych, nie chodziło tylko o przykazania, o pojęcie dobra i zła, o prawo. Nie chodziło także o niepodejmowanie ryzyka relacji. O ostrożność, kalkulację i wybaczanie. Oby nauczył się zawsze wybaczać. Nie mieć wrogów, wyprowadzać z błędu tych, którzy jego uznają za wroga lub ich olewać, jeśli będą głusi i zaślepieni jakąś głupotą bądź urazą. Nie da się uratować wszystkich.
Nie rozumiem, jak można nienawidzić, nie chwilowo i impulsywnie, a długo i z rozmysłem. To domena słabych. Ale wiem, czym są cienie z przeszłości. Wiele kusi nienawiścią. Wchodziłam i wchodzę w głębokie relacje, co powoduje rany kłute jeży. Jeśli nie chcesz być sam, nie możesz tego uniknąć. A nikt nie potrafi żyć sam. 
Dlatego trzeba wybaczać sobie i innym. Dlatego ludzie oskarżają mnie o manipulację, o bycie ludzkim kundlem, który każdemu poda rękę, o zbytnią otwartość, naginanie rzeczywistości (a czymże ona jest, jeśli nie naszym tworem?). Ale to jest lek na krzywdy. Finalnie zawsze ten ktoś z mojej relacji wychodzi na plus. Nawet jeśli nie podał mi ręki, nie mógł pokonać samego siebie, swoich ograniczeń, swojej urazy i nie przyjął mojego <just let go>.
Prości ludzie nazywają to manipulacją. Ja nazywam to zjawiskiem, którym można złączać ludzkie conatus, niezależnie od wszystkiego, zdrad, końców miłości i przyjaźni, świństw, pomyłek, przypadków. To zjawisko to przebaczenie.
Nienawiść i uraza zatruwają. Przebaczenie i puszczenie w niepamięć przynosi spokój. 
Nie wszyscy przyjmują ten prezent. Niektórzy chętnie wbiją nóż w plecy jeszcze sto razy. Nieustanne nadstawianie drugiego policzka to kościelne bajki. Jeśli masz do czynienia z umyślnym krzywdzicielem, bestią w ludzkiej skórze, broń się. Nie nadstawiaj żadnego cholernego policzka i nie otwieraj ramion w geście miłości. Zostaw to dla ludzi, ale wszystkich, bez wyjątku. Jeśli ktoś mimo wszystko pozostał w tym świecie człowiekiem, a nie stał się bestią, już jest coś warty. Wart wielokrotnego podjęcia dylematu jeża.
A jeśli masz w rzyci to gadanie i pragniesz zemsty - wiedzieli to już w starożytności i mawiali: wykop dwa groby.
Ludzie wchodzący i wychodzący z relacji ze mną wychodzą na plus. Co się dzieje z naszą skundloną wilczycą? Wykrwawia się z ran szarpanych, nie kłutych. Wilki mają kły, nie kolce. Kurewsko trudno puścić w niepamięć chore relacje. Jeśli przez lata jadłeś zgniłe mięso, jesteś zatruty. Tu nie pomoże rumianek, antybiotyk, miłość ani znieczulenie. Jeszcze nie odkryłam, co jest ratunkiem. Lek na zło, poszukiwany bardziej niż kamień filozoficzny.

Jacek Kaczmarski - Obława I, II, III, IV.

Komentarze

Popularne posty